PRACU, PRACU…

Budynek Facultat de Tradució i d’Interpretació
Zastanawiacie się, gdzie pracuję? Na Universitat Autonoma de Barcelona. Jeżeli chodzi o miejsce, to jest to trochę w stylu “zamienił stryjek siekierkę na kijek”. W Krakowie mieszkaliśmy 25 km od Krakowa i do pracy dojeżdżałam do miasta. Tu mieszkamy w centrum – a może nawet epicentrum Barcelony – za to uniwersytet… jest 25 km na północ od Barcelony.
Ponoć wybudowany za czasów dyktatury generała Franco uniwersytet celowo umiejscowiono poza miastem, żeby potencjalne zamieszki studenckie było łatwiej opanować i stłumić. Ktoś powiedział mi, że z tego samego powodu na UAB nie ma stromych schodów. Wszystkie są na tyle niskie i szerokie, żeby po całym kampusie mogli się poruszać żandarmi na koniach!

Kawiarnio-stołówka (jedna z)
Pomimo podobnej odległości, dojazd na uczelnię zajmuje mi mniej niż w Krakowie. Wystarczy wsiąść w pociąg i wysiąść po około 30 minutach – to prawie 20 minut krócej niż ten sam dystans na trasie Krzeszowice-Kraków!

MRA z zewnątrz
Sam kampus jest oooogromny, położony między pagórkami i bardzo zielony. Pracuję nie na samym wydziale Facultat de Traducció i d’Interpretació, ale w specjalnym budynku o wdzięcznej nazwie MRA, przeznaczonym dla grup badawczych w zakresie nauk humanistycznych i społecznych. Trochę jest tu tak jak “za dawnych” Katedralnych czasów na “Czapskich”, kiedy wszyscy dzieliliśmy jeden większy pokój. Przyznam więc, że czasem z nutką nostalgii myślę o Nowym Paderevianum i o przytulnych dwuosobowych biurach. Ale… opcja jednego wspólnego pomieszczenia ma sporo plusów (poza towarzyskimi) – chyba jednak przepływ idei i pomysłów (oraz plotek) jest większy. Łatwiej na chwilę oderwać się od “klikania” i zapytać reszty o to, co myślą na dany temat. Choć przyznam – momentami pokój, w którym siedzi kilka osób, każda ze słuchawkami, a wokół unosi się tylko zajadłe klikanie w klawiaturę, wygląda przerażająco dziwnie!

MRA w środku

MRA – pokój sociajlny

MRA – pokój grupy badawczej

MRA w środku