NIE SAMĄ NAUKĄ...
Barcelona
to przygoda pod każdym względem. Nie tylko naukowym. Bo mimo, że myślicie, że my nic tylko dłubiemy w badaniach, papierach i kurzem pokrytych annałach… to jednak istnieje dla naukowców życie poza nauką 😉
Jedną z pierwszych i najbardziej oczywistych barcelońskich życiowych przyjemności i przygód jest jedzenie. Restauracje, knajpy, kanjpunie, knajpeczki, kanciapy, speluny, sklepy, sklepiki, targi, foodtrucki, kramy… A z każdej dochodzą smakowite zapachy. Z każdej coś krzyczy zjedz mnie! Już, teraz! Natychmiast! Na miejscu, na wynos, do parku, do domu…
Mieszkamy w bardzo dobrym miejscu. Jeszcze na starówce, ale turystyczny tłum już do nas nie dociera. O kilka kroków od jednego targu i kilkanaście od drugiego. Na ulicy, gdzie obok pakistańskiej piekarni, swoje eko-bio crosissanty wypieka uberhipster. Za rogiem robią najlepsze tacos w mieście, a kilka przecznic dalej jest mega chińczyk. Można też wegetariańsko, wegańsko i witariańsko. Można na słodko do utraty tchu. I na zdrowo-słodko. Bezglutenowo, bezcukrowo, z pełnią smaku. No i trzy kroki od nas jest Włoch z Neapolu.
Miało być też o naszych przygodach z gotowaniem. Ale to chyba następnym razem. Dziś niech gotują dla nas inni!